mina pogodowa

żeby nie było, twardo kolejny dzień w szortach :) mokro, więc motylkowy kalosz na stopie. 
mina wyszła pogodowo uzasadniona :)  mrok i chmura :)))






dziki zachód na wschodzie

tegoroczna pogoda ma jedną zaletę: ciuchy można łączyć w naprawdę dziwne zestawy. nie ma upału, więc można sobie pozwolić na ciężkawe buty a'la cowgirl, ale że jest lato to i bikini i szorty działają. szorty jak z brata cowboya :) 
taka pogodowa zachodnio-wschodnia ekstrawagancja :)  
przynajmniej można się jakoś tłumaczyć :) 


PS. nowy aparat wciąż ma przede mną wiele tajemnic, czego efekty poniżej... 














jak ktoś nie tego

gdzie ja patrzyłam? o czym myślałam? no mina wyszła, jak u lekko "nie tego"... a może ja jestem po prostu "nie tego"... aaaaaaaaaa! 





jedwab i szorty

no cóż, po prostu kolejna wersja... a wydawało mi się, że wyszło sporo fajnych zdjęć i nie sprawdzałam na bieżąco. po fakcie okazało się, że sporo pozostaje dla wyobraźni :)
no ale dowód, że była kolejna kombinacja jest! 










wersja na mokro

tydzień z szortami - ciąg dalszy.
nie mogło zabraknąć wersji poważnie mokrej, na kałuże małe i duże :) 
nie mogę się doczekać, kiedy młody będzie się sam taplać w kałużach, choć zapewne szybko mi przejdzie, jak do tego dorośnie  :)))) 
tymczasem, sama już w gotowości na tę rozchlapaną chwilę trwam :) 




ni to ni to

jest cudny skecz o randkowaniu, w którym podział metod podrywu dziewczyny przeprowadzono według rodzaju przestrzeni, w której podryw ma się odbyć. wyróżniono zatem przestrzeń otwartą, przestrzeń zamkniętą oraz przestrzeń ni to otwartą ni to zamkniętą. 
urzekła mnie ta kategoria i sporo w swym życiu obserwuję takich zjawisk, które pasują do kategorii "ni to ni to"... klasycznym przykładem zjawiska "ni to ni to" jest w tym roku pogoda, ni to letnia ni to nie letnia. co za tym idzie stroje też są wymaganie ni to letnie ni to nie letnie. no i dziś taki zestaw: szorty - że niby lato, ale skarpeta ciepła - że jednak zimno jest raczej... 
sweter się nie załapał. leżał obok  :) 




meteor w szafie

wyrwałam się z domu z założeniem, że koniecznie potrzebuję spodni. czarne, cienkie, proste, lekko dupkę opinające. żeby się dało i z małym na spacer i na randkę ewentualnie z mężem. klęska. zła pora. 
z przecenionych letnich zostały już fasony na kobiety wieszaki. na moje pociążowe biodra, udka i kadłubek niestety nieadekwatne... albo nowe kolekcje z podobnymi fasonami (tylko materiały cięższe), znów nieadekwatnymi i cenami nieadekwatnymi jeszcze bardziej. 
już w akcie rozpaczy zadeklarowałam, że nawet wydam ten pieniądz jakiś niestosowny, jak znajdę TE jedyne właściwe, ale nie wydałam. 
to znaczy wydałam ale pieniądz mniejszy i na co innego. pieniądz mniejszy, bo i spodnie mniejsze i wyprzedażowa oostatnia sztunia :) 
szorty :) takie śmieszne, jak ze starszego brata. no i teraz mam wrażenie, że moja szafa ożyła i że mam tysiąc nowych ubrań a nie tylko te szorty. i że na każdą pogodę i do wszystkiego się nadają... 
ten tydzień ogłaszam zatem tygodniem szortów i będę im wierna. zobaczymy, czy dam radę?


PS. zabaw ze statywem ciąg dalszy  :)))





projekt ciąża

Robaczek podjęła inicjatywę słuszną i pozbierała trochę ciążowych pamiątek brzuszkowych. jeśli ktoś ma ochotę na podpatrywanie okrągłych ślicznych fajnie ubranych, to zapraszam na bloga wdzięcznej i niebanalnej przyszłej mamy Różne Ładne Rzeczy 


tymczasem ja nadal proszę o inspiracje w kwestii zabawiania półrocznej bestii, znudzonej i rozkapryszonej przez niepogodę... :) 

pytanie

rzucam temat do wszystkich mam i osób kreatywnych: co się robi z dzieckiem półrocznym, które już nie da się zbyć łatwo i wymaga ciągłego zabawiania i współuczestnictwa w spędzaniu czasu???  jeśli spacer nie jest możliwy ze względu na aurę, to co?
już mi trochę brakuje rąk i nóg i pleców i zwojów mózgowych. proponuję krótką burzę na ten temat :) 
z góry dziękuję. :))) 
w imieniu swoim i młodego człowieka :)))





panterka

bluzka jaka jest każdy widzi. zachwycać się nie trzeba. ale lubię ją.
na upał jest boska. na fałd z przodu jest boska. na biodro przyszerokie jest boska. 

a w ciąży też dawała radę i jakoś tak sentyment mam do niej :)))


na zdjęciu ciążowym jednak widać, że byłam większa :)))) udo i okolice jakieś takie spuchnięte...


przy okazji: uwolniłam się w tej bluzce ze stanika dzięki wkładkom silikonowym lily padz. zachwyciłam się nimi absolutnie a znalazłam dzięki Hafiji (ukłon :) ) przez dobę czułam się wreszcie wolna, łącznie z tym, że po raz pierwszy od nie wiem kiedy, spałam w samej koszulce... niestety chyba przedobrzyłam bo mi parch otoczył sutki i przez dobę miałam małe czerwone kropki na całej powierzchni przylegającej wcześniej do wkładek. 
na razie zbastowałam, ale na pewno będę ponawiać próby, tylko w mniejszych dawkach :) 







statyw

statyw z założenia ułatwia robienie sobie zdjęć. ułatwia tę czynność również samowyzwalacz. 
nie ułatwia tej czynności brak wprawy i syn leżący za statywem w fazie rozbawienia największego. 
miało być coś o ciuchach ale tym razem chyba się powstrzymam :)))
















powroty

nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek...
od lat zakurzone, wciśnięte w daleki kąt szafy. taki wyrzut sumienia. no bo szkoda wywalić ale przecież nigdy więcej ich nie założę. ostatni raz jeszcze w czasach narzeczeńskiego obłędu pierwszej fascynacji na paintballu używałam, a może potem jak na konie pojechaliśmy... hmmm... w każdym razie nie pamiętam, ile lat temu.
no i jakoś tak nagle zaobserwowałam, że wracają. w takim samym stylu: rozsznurowane, ze skarpetą, do chudej łydki i do dowolnej góry. takie już lekko zjechane są w cenie, bo nówki nie mają charakteru...
to czemu nie?